Mówienie, że nasze „mrówkowce” to wstydliwe pamiątki po czasach PRL-u z którymi trzeba zrobić porządek jest odrobinę niesprawiedliwe, choć nie pozbawione racji. W tym miejscu chciałabym się pochylić nad tym skądinąd, ciekawym zjawiskiem jakim są bloki wybudowane w epoce Gierka. Na pierwszy rzut oka szare, a jeśli nie szare to dotknięte, jak to opisał w „POLITYCE” Filip Springer, pastelozą. Kolory nijakie albo jaskrawe, niezbyt przełamały ten gierkowski schemat. Z drugiej strony, to widoczne szczególnie w małych miastach, pozbawione zieleni. Warszawa pięknie walczy o swoją zieleń, o parki i skwery. Znam jednak małe miasteczka gdzie zapomniano o tym, że mieszkańcy tych wielkich budynków potrzebują odrobinę natury w swej okolicy. Jednak na przekór krytykom muszę wspomnieć o czymś specyficznym, o czymś czego nie mają obecnie budowane ogradzane osiedla. Tą naturalną możliwość międzyludzkiego bycia razem, dziś niemożliwe jest, by dzieciaki z kilku ulic na jednym boisku grały w piłkę nożną , albo bawiły się na placach zabaw. Owszem kiedyś wspólnie klepano biedę, a spotkanie z sąsiadem, było cudowną okolicznością do narzekanie na codzienność, kolejki czy brak wszystkiego w sklepach. Była jednak to bliskość, jakiej chyba dziś brakuje. Oczywiście były braki funkcjonalne czy budowlane, które znamy wszyscy, ale są one, niestety, dość często również udziałem budownictwa mieszkalnego III RP. Nie jestem oczywiście zwolenniczką powrotu poprzedniego ustroju, ale dawnych czasów czar może wywoływać nutkę nostalgii.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Leave a Reply